środa, 18 sierpnia 2010

WYSIWYS (What You See Is What You Shoot)

Trochę zeszło mi z następnymi postami, dokładniej to ponad rok...

Minęły dobre 3 lata od kiedy w LotRze przeszliśmy z "trzeciego szeregu nie widać" na pełną widoczność w stylu "jak widzisz z głowy modelu to widzisz". Moim zdaniem zmiana jest/była w pełni pozytywna, chociażby ork z gorgoroth, który od tamtego czasu się pojawił teraz byłby małym koszmarkiem będąc niewidocznym w trzecim szeregu, zawsze było trochę problemów z tym co to dokładnie znaczy 2 szeregi. Inna sprawa, że w praniu widzenie WYSIWYGowe też nie jest takie cudowne, przede wszystkim zajmuje masę czasu, na niedawnym masterze w Bydgoszczy w pierwszej bitwie spotkaliśmy Daniela Derdę z Yogi (pozdrawiam :) ) z orkiem z Gorgoroth no i... dobra 1/3 bitwy zeszła nam na pierwszych paru turach pt. widzi/nie widzi dopóki ork z zapędem do bycia dobrym nie odszedł do krainy nieżywych złych. Szeregi były zdecydowanie szybsze mimo, że mniej naturalne. Pytanie czy są sytuacje, gdy nie gracze się nie dogadują w kwestii widoczności? Co do zasady a i owszem. Ale na szczęście na turniejach bywa sędzia, którego nowym etatowym zadaniem stało się patrzenie z głowy nieswoich modeli :)

Minęły 3 lata od zmiany i pewnie większość zapomniała o pewnych obawach przy wprowadzaniu pełnej widoczności. Sztandarowym argumentem wytaczanym bodajże przez Glorfindela były konwertowane fontanny w ten sposób, że wielkie powiewające płaszcze zasłaniały w 100% kucających za nimi rangerów. Problem jak widmo w 45 min horroru powoli zaczyna być widoczny niestety. O ile jeszcze VWT z zbyt dużymi tarczami da się zbyć bo "ekwipunek nie zasłania" o tyle np. bestia z nagulem skonwertowana tak, że nagle morannony ją zasłaniają jest już ciut problemem. (Dla przypomnienia: "tail" to nie "body" i do niego się nie strzela, więc standardowy model nazgula na bestii ma łapki wysoko i dopiero modele rozmiaru trolla go zasłaniają a i nie zawsze) Konwersje zwykła rzecz, szczególnie, że np. wspomniany nazgul wygląda bardzo zacnie, jedyny problem z tą widocznością. Swojego czasu pamiętam postulat (akurat przy innej sprawie konkretniej modelach na b. wysokiej podstawce), że gracz powinien mieć choć jeden "najlepiej normalny model na normalnej podstawce", który zawsze można podmienić z problematycznym modelem, gdy są jakieś wątpliwości w kwestii widoczności. Pomysł bardzo dobry. Ale. Kolejny nazgul w walizce do wzięcia tylko by raz na 3 turnieje go wyciągać z powodów widoczności? Tak źle, tak niedobrze. Problem niestety pozostaje i należy się nad nim zastanowić.

W miedzyczasie zajawiłem się trochę na steampunkowy system bitewny "Warmachine", gdzie widoczność jest rozwiązana zupełnie inaczej. Po pierwsze liczy się tylko podstawka, czyli linia od dowolnego punktu podstawki do dowolnego punktu podstawki i gitara gra. Druga sprawa, model na danej podstawce z definicji zajmuje pewną objętość tzn. ma zdefiniowaną wysokość i obojętnie od pozy dany rozmiar podstawki ma taką a taką wysokość. W LotRze trochę byłoby to trudne od razu do przeniesienia, bo modele o takich zamych podstawkach dość znacznie różnią się wysokościa, ale gdyby do danego modelu była przypisana wysokość? Może. Kiedyś.

Do usłyszenia.

środa, 4 marca 2009

"War... war never changes"

No i też w końcu dorwałem się do podręcznika do WotRa :] (dla niezorientowanych więcej informacji np. tutaj) O samym podręczniku i zasadach nie będę się rozpisywał, bo wystarczająco wody inni już wylali bym ja mógł sobie zrobić wolne.

Początkowo, po pierwszej bitwie byłem dosyć sceptycznie nastawiony, z biegiem dni wrażenie przechodzi. To co na chłodno zwróciło moją uwagę to przede wszystkim mnogość opcji. Nic nie wydaje się super mocarne na pierwszy rzut oka. Na drugi rzut nawet jeszcze bardziej, kawaleria morduje piechotę, potwory i piki mordują kawalerię, a liczniejsza piechota morduje piki i potwory etc., takie rozbudowane papier, kamień i nożyce. Druga sprawa to kombowatość różnych połączeń, widać, że w obrębie armii jednostki b. fajnie się uzupełniają, wspomagają, armia jest spójna. Począwszy od Haradu GW robi coraz bardziej przemyślane podręczniki i chwała im za to, jedynie czasem ma problem z wypoziomowaniem sił (vide ShadowLord albo Demoniczne Hordy dla zorientowanych).

Na chwilę odrywając się od wgłębiania się w zasady, zwróciłem uwagę na inną rzecz. Jednostki, które do tej pory najbardziej widzieliśmy są fajne, trzymają poziom. Natomiast jednostki, które rzadko widywaliśmy wydają się minimalnie lepsze. Nie szukając daleko: Sentinele, który gracz WE miał więcej niż 1-2 Sentinele? Orki z dwurakami, KoDA, Avengery... listę można by ciągnąć długo. Piję do tego, że łatwo zaczać grać w WotR'a tym co mamy, ale im dalej w las tym więcej zakupów. Kolejne brawo dla GW ;). Nawet ja, który od 2 lat kupuje pojedyncze modele, zamierzam sobie sprawić spore zakupy z okazji WotRa.

Co dalej wyniknie z pojawienia się WotR'a?
(Aby dowiedzieć się więcej wyślij SMS o treści WotR na numer 9687, (koszt sms to 9,00 zł + vat)

Ave!

niedziela, 22 lutego 2009

WD

Ciekawostka: szukając obrazka do postu znalazłem coś takiego:
SPECTRE - Special Executive for Counter-intelligence, Terrorism, Revenge and Extortion
Po więcej odsyłam tutaj ;)

Zmienił się w końcu zapis w kwestii możliwej do wystawienia ilości jednostek z Białego Karła w armii. Zapis o maks 33% został usunięty i teraz jeśli ktoś chce może wystawić nawet same spectry (z mega spectrą robiącą małe spektry za szefa ;) ).

Duża burza małej szklance wody rozpętała się o ten zapis jeszcze przed głosowaniem, zwyciężyła zdrowo rozsądkowa wersja (moim zdaniem oczywiście), wolność dla pikusia i te sprawy ;). Minął tydzień. Wczoraj mieliśmy turniej lokalny, standartowy na 500 pkt. Jak przez ostatnie półtora roku Angmar widziałem głównie jako wsparcie dla Goblinów (WK/Shade ew. jakieś pojedyncze spectry) tak wczoraj się wysypało aż 4 angmary (na 25 osób). O ironio losu w każdej możliwej kombinacji tzn. tylko z shadem, tylko z czarnoksiężnikiem, jeden był ze wszystkim, a ostatni jako duży support do goblinów (Shade + 12? spektr), większość miała ok. trochę więcej niż 1/3 spektr jakoś 2/5 coś takiego, jeden na oko jak wspominałem 12.

No i co? No i nic. Raz angmar spotkał angmar i angmar z łukami wygrał ;). Raz angmar spotkał harad i o dziwo nie dobiegł praktycznie. Armia jak armia. Żaden nie wszedł do czołówki, za to przynajmniej było ciekawiej.

piątek, 6 lutego 2009

Ninjai


Swojego czasu, wieki temu natrafiłem na taką historię stworzoną w technologii flash o której sobie ostatnio przypomniałem - Ninjai.
Historia zrealizowana w charakterystycznym stylu, który mi bardzo podchodzi.
A co ten krótki wpis ma wspólnego z bitewniakiem? W sumie nic, jedynie w końcu znalazłem sobie avatar na forum ^^.

piątek, 30 stycznia 2009

UK GT


Nowe ziemie


Trochę mi zeszło od poprzedniego postu za to będzie odpowiednio dłuższy. Wracając do meritum sprawy, wróciliśmy z Anglii. I to w jakim stylu. :]

Próbowałem robić zdjęcia, nawet na początku całkiem sporo, ale tak jakoś wyszło, że potem przestałem a te co zrobiłem były beznadziejne więc musicie się zadowolić samym tekstem.

Moja przygoda z GT zaczęła się w czwartek, samolot z Balic pod Krakowem, jeszcze mnie moja kochana rodzicielka podwiozła. Cud, miód i orzeszki. Od Luton zaczęły się problemy. Najpierw trzeba było dojechać do Londynu, potem dostać się do Voitka (u którego nocowałem) pociągiem nie przegapiając żadnej stacji. Do Londynu dotarłem gdzie indziej niż myślałem, rzecz jasna stacje przegapiłem, przynajmniej londyńskie koleje pozwiedzałem. Voitek i jego żona okazali się przesympatycznymi ludźmi, jednakże z perspektywą podróży następnego ranka, tego dnia chwilę porozmawialiśmy i przeszliśmy do następnego dnia.

Po drodze zgarnęliśmy Mikołaja z jego campusu (Mikołaj := BlackMist) i w drogę do Nothingam. Podróż minęła błyskawicznie, ok. 350 km w ok. 2 h, autostrada to piękna rzecz, zwłaszcza jak nie trzeba za nią płacić jak na A4 np. Po chwili tradycyjnego błądzenia dotarliśmy na miejsce. Warhammer World zaskoczył mnie swoim rozmiarem. Jest... duży. Ok. 100 permanentych stołów 6'/4', Bugman's Pub, który okazał się być sporych rozmiarów restauracjo-pubem, galeria na piętrze. Krótko, robi wrażenie. Na miejscu już była znaczna część ekipy (z TLA), posileni posiłkiem rozegraliśmy z Voitkiem bitwę, gdzieś po drodze dotarli do nas Ugluk (z moim biletem ;) ) oraz Solmyr, i nagle zrobił się więczór i trzeba było zmywać się do hotelu. Tam dołączył do nas Gico i Michał (z moją dobrą armią ;) ).

Nazajutrz rejestracja, rozlowanie par pierwszej bitwy i zaczęło się.
Do kraju za wodą zabrałem dwie radosne ekipy:

Dobry SAFH*(wszystkie skróty i kolokwializmy załączam na końcu w małym słowniczku):
-Gamling ze sztandarem
-20 Outriderów pieszo
-2 WoR (jeden dostał tarczę)
-Saruman
-Ghan aka ZeWS*
-17 Wosów
-2 RRG* konno
-2 RoR* konno
-Outrider konno

Zło:
-20 Prowlerów z tarczami
-22 Goblinów z włóczniami
-21 Goblinów z łukami
-Goblin z tarczą
-Kapitan goblinów z tarczą
+ sterydy czyli Shade i obowiązkowy Shadowlord ;)

Bitwa nr1. (Contest of Champions)

2x Avenger (po 3 obsługantów)
Gimli i trochę KG
Saruman
Minasi w tym 8 łuków
Beregond

Moim przeciwnikiem okazał się nastoletni anglik, z jego ojcem miał przyjemność zagrać Mikołaj.
Pierwsze spojrzenie przed losowanie, Moria z dwoma trollami z mordoru bez SLa* oraz Gondor na dwóch Avengerach z (o zgrozo!) Sarumanem. (Gorzej trafił Ugluk trafiając na Saurona i Treebarda ;) ) Po rzucie okazało się, że gram złem, i tutaj wyszła moja krztyna szczęścia i okazało się, że championem jest Gimli którego nie zauważyłem, a nie Saruman (Uff....).
Przeciwnik wybrał stronę i się rozstawił mniej więcej na środku. Rozstawiłem się na przeciwko niego z łucznikami w środku i resztą podzieloną mniej więcej równo po bokach. Przeciwnik nie miał salwy więc inicjatywa należała do mnie, z salwy w ważnych rzeczy padło dwóch obsługantów Avengerów, Beregond, jeden łuk. Górka na środku spowodowała, że Avengery by coś zobaczyć musiały się ruszyć wraz z połową minasów i wtedy spotkały już mój bezpośredni zasięg, w związku z czym strzeliły w sumie dwa razy zabijając dwa gobliny. Po mojej prawej za lasem przekradał się Gimli z resztą kolegów, a po lewej zbliżał Saruman z drugą połową minasów. Posłałem na lewą stronę ekipę "Catch me if you can" w postaci 8 goblinów z miotkami, na którą przeciwnika się skusił i zaczął ją gonić Sarumanem. Pod coraz gęstszym moim ostrzałem zza lasu wychynął Gimli. W pierwszej turze nie wybronił wyssania woli a Khazad przed nim dostał miotką między oczy. W kolejnej turze do zcompelowanego Gimliego dobrali się prowlerzy z trolle ściągając oba fate'y. W następnej do walki dołączył się kapitan, gobliny ściągnęły pierwszą ranę, kapitan z dwoma mightami zadał drugą i... przy stanie 1:0 gra się skończyła.
W pierwszej bitwie całej naszej siódemce udało się wygrać majorem i z nadziejami przystąpiliśmy do drugiej bitwy.


Bitwa nr2. (Contest of Champions) TonyB

Armia Tony'ego:
Troll Chieftain (champion)
Shadowlord (a jakże)
WK (3/15/3) na bestii
Orki, morki, 10 trackerów łącznie 36 modeli

Dwa nazgule i ciemność budziły niepokój. Tony (chyba) chcąc się do mnie szybciej dobrać WK na bestii utrzymywał cały czas ok 4" przed SLem. Na początku z salwy nie udało mi się ubić nic ważnego poza dziesiątym trackerem, ShadowLord odparł command i armia przeciwnika zaczęła wchodzić w zasięg bezpośredni. Przegrałem inicjatywę przeciwnik się podsunął, rzuciłem command na SLa generując 5 i... przeciwnik go nie próbował nawet odeprzeć. Przesunięty SL okazał się być 7" od WK, w związku z czym zabiłem swojego pierwszego WK w życiu, zastrzeliwując go wraz z bestią na miejscu. Po takim manewrze przeciwnik wykonał szybki odwrót za górkę, podczas którego Saruman odprowadził sobie na bok jednego orka, którego zastrzelił blastem. Stan 1:0 i przeciwnik schowany za górką spowodowały, że on się chował ja strzelałem i tak nam minęło 1h30. Po koniec czasu przeciwnik próbował wybiec trollem i coś zabić. Ale 3" commandu poza zasięg światła i 23 łuki osadziły go na miejscu.
Major do przodu.

Bitwa nr3. (Domination)

Shadowlord (a jakże)
Troll Chieftain (zwowu)
3x Spectry
Marshal Czarnych Numenorczyków
Duuuużo Czarnych w sumie 43 modele.

Tym razem wybierałem ćwiartkę i wybrałem tą z której było bliżej do dwóch neutralnych objectivów i była mniej przeszkadzająca w wystawieniu. Tereny były rozłożone główne po bokach stołu, ze sporym nic nie zasłaniającym lasem na środku. Dosyć standartowo przeciwnik zostawił ok. 6 czarnych na swoim punkcie 15 z trollem i SLem na punkt po mojej prawej, reszte na lewy. W odpowiedzi outriderzy przesunęli się na w stronę ekipy bez światła, na prawo poszli dwaj RRG, Wosi z Sarumanem i ZeWSem poszli na środek bezpieczni pod nieobecność łuków przeciwnika.
Pierwsza salwa (celem był rzecz jasna SL) przyniosła jedynie dwóch martwych czarnych i rane na Marshalu. W następnej turze przeciwnik widząc jak Outriderzy strzelają odłączył bohaterów z SLem w stronę lewej ekipy, na prawy punkt pozostawiając około 9 modeli. Outriderzy znowu się podsunęli w stronę licznej ekipy po lewej, Saruman dalej forsował środek, a koło prawego punktu zaczęło się kręcić 2 RRG i 8 wosów ot tak 1 więcej niż 9. Gdzieś w między czasie 2 bezimienni wosowie zajęli lewy punkt. Z salwy udało mi się strącić jeden fate na SLu i kolejnych 2-3 czarnych. W kolejnej turze kontynuowaliśmy manewry, on skonsolidował grupę po lewej, ja nieudanie próbowałem commandować SLa, ze strzelania znowu zastrzeliłem jednego fate'a i 2-3 czarnych. Następna tura okazała się trochę bardziej przełomowa bo SL w końcu padł. Tu wyszło moje małe nieogranie ponieważ wosi sprytnie siedzieli na 3.5" w lesie poza zasięgiem szarży i radośnie opluwali od góry do dołu czarnych, po czym przyszły trzy spectry powiedziały "Bu!" i nagle odczuli niebywałą chęć wykazania się w walce wręcz pełnym 6 calowym ruchem w stronę przeciwnika. Dzień uratował Saruman rzucając blasta swojego życia, zabijając pierwszego wosa, zabijając obu czarnych w walce z drugim wosem przewracając całą wrogą ekipę i raniąc trolla, nagle okazało się, że żadnej walki nie ma i strzelamy. W następnej turze ruszyłem się pierwszy odsuwając się na bezpieczną odległość nawet jakby jakiemuś wosowi zachciało się walczyć z blasta zabiłem jakis model na prawym punkcie i ruszyłem się resztą ekipy w jego stronę. Outriderzy nabili breaka i od następnej tury mieliśmy rzucać na koniec bitwy. Następna tura przyniosła dalszy pogrom z łuków środka stołu, jakiś kolejny trup z blastów na prawym punkcie, a reszta ekipy postanowała pokazać że 10 jest większe od 7 i dzielnie wkroczyła na punkt. Przez następne 3 tury dzielnie 1-2 nie chciało wypaść, w związku z czym dobiłem prawy punkt dwóch kawalerzystów i wos postanowili skolonizować nowe ziemie i dobiec do ostatniego punktu, który z każdą turą breaka pustoszał coraz bardziej. Po drodze zabili ostatniego czarnego i gra się skończyła. Straciłem jednego wosa, który zginął z blasta, przeciwnikowi nic nie zostało. Jak to nazwał Kalins "masakra po polsku".
Major do przodu.

Bitwa nr4. (Domination) Ugluk

Saruman
Forlong na koniu
Beregond na koniu
2 RotNów* na koniu
8 Rangerów
9 cytadel
sporo fontan
1 KoMT*

W końcu musiałem trafić na jakiegoś polaka. Róg wybierałem ja i ponownie wybrałem ten mniej przeszkadzający i z którego bliżej było do innych punktów. Jak to zazwyczaj bitwy z Uglukiem mega szachy. Problem w tym, że ja nie umiałem grać goblinami. Mój punkt był nie do ruszenia, przesunąłem się w stronę środka po drodze kolonizując lewy punkt. Prawy punkt Ugluk zajął singlowym KoMTem. Wspominałem już, że nie umiem grać goblinami? Wdałem się w pojedynek strzelecki, w którym Ugluk wykazał wyższość 24" nad 18". Parę tur i blastów później dopełzłem w zasięg 5" od fontan. Na prawej grupa goblinów próbowała biec na punkt. Podobnie jak mała ekipa Ugluka pod wodzą Beregonda. Ding ding koniec czasu.
Bezkonfliktowy remis, jakbyśmy grali 15 minut dłużej może byłby minor dla mnie vide prawy punkt, gdybyśmy grali 30 minut dłużej Ugluk pewnie wyciął by mnie do nogi.
Wnioski dwa: 1) nie strzelaj się jak nie umiesz 2) należało grać agresywniej patrz punkt 1)

Koniec dnia pierwszego. Wieczorem były jakieś "gry i zabawy", niestety z nieznanych nam powodów prowadzący nie chciał przeczytać naszej nazwy drużyny :( ("W szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie hobbits"), była też prezentacja War of the Ring na której padło dużo dużych słów i mało małych konkretów. W ramach nocnych manewrów tak jakoś zeszło nam do drugiej na rozmowie i kawałach o panterze. Z wniosków miarą zaawansowania narodu okazała się odporność kontaktów na wtykanie widelców (nadal nie wiemy jakie sa w Szwajcarii* ;) ). Rano bez problemów dotarliśmy na miejsce i zaczeliśmy kolejny dzień zmagań.

Bitwa nr5. (High Ground)

Shadowlord (a jakże już trzeci, notabene trzeci na piechotę)
Kapitan orków
SQ
3 Spectry
Orki, morki
paru warg riderów ogółem około 50 paru modeli

plan był wbić się na górkę i dzielnie się bronić i z takim nastawieniem przystąpiłem do bitwy.

W pierwszej turze wyszliśmy nikt nie strzelał, w drugiej dalej biegliśmy a 6 outriderów już z mightem potuptało na prawą stronę. Kawaleria pognała i już stykała się ze wzgórzem. Wargi i SQ przeciwnika przestraszyły się 6 outriderów i schowały się za las po stronie przeciwnika na dalekiej prawej. Dzielni kawalerzyści wbili się na górkę i zeszli z koni. Reszta dalej biegła, 6 outriderów dalej straszyło, z blasta udało mi się zabić jakieś 3 modele. W kolejnej turze górka została opanowana, kolejny blast i kolejne 3 modele, 6 outriderów na flance ukampiło* pare orków. W walce dzięki wzgórzu padł jeden outrider i jakieś dwa orki. Kolejna tura która okazała się być ostatnią przyniosła kolejne pojedyncze trupy (minimalnie gęstsze po stronie przeciwnika). Ja byłem cały na górce, przeciwnik się nie mieścił i stracił więcej ode mnie.
Minor do przodu.

Bitwa nr6. (High Ground)

Legolas
Gimli
3 Sentinele
duużo leśniaków bez zbroi łącznie 58 modeli

Plan był podobny jak w poprzedniej bitwie, jedynie argumentów miałem więcej ;) Przeciwnik jedną turę stracił na salwowanie do mnie więc doszliśmy mniej więcej tak samo do górki z czego ja od razu powskakiwałem. 11 łuczników poszło od razu na górkę, 10 powspinało się na okoliczne ruinki. W ramach ostrzegawczej salwy na czysto z 20 miotek i 10 łuków zastrzeliłem w sumie 10 modeli (w tym 8 z miotek, yay! :) ). Przeciwnik zrewanżował mi się zastrzeleniem SLa w dwie tury i zabiciem trolla w jednej walce, ale i tak nie mógł nic poradzić na 70 modeli na jego niecałe 50 i gdy kończyliśmy grę okolicy tury 5 miał już testy męstwa. Ponownie ja cały na górce, przeciwnik prawie cały i mniej liczny.
Minor do przodu.
Wnioski: Miotki ]:->
Na stole pierwszym pierwsza tercja meczu Finlandia:Polska zakończyła się niestety małą porażką Solmyra.

Bitwa nr7. (Meeting Engagement) Vesa Nenya

Vesa w tym roku w ramach dobrej armii wziął ponownie hobbity, 75 modeli w tym Gandalf, 12 Dunedainów, łącznie 32 łuki. W złej armii była jakaś masa wargów, Saruman z Grimą, dużo D4 ogólnie raj dla outriderów na taki scenariusz. Plan był prosty: losuje outriderów, w kolejnej bitwie z Vesą gra Ugluk swoim smokiem bo Solmyr już z nim grał i voila. Wylosowałem gobliny ;).

Gra zawopowiadała się na ciężką. 32 łuki, blasty. To nie jest to co gumisie lubią najbardziej. Vesa wybrał połowę z małym laskiem na środku przy krawędzi, na stole jak to w meetingu nic nie było. Pierwsza inicjatywa Vesy, wystawił hobbity z łucznikami w dwuszeregu po mojej lewej wzdłuż całej połówki boku aż do rogu, po prawej ustawili się Dunedainowie i trochę zwykłych hobbitów. Na środku obok lasku stanął Gandalf.

Pierwszy etap bitwy wyglądał dosyć typowo, ja parłem do przodu, on salwował, zabijając pojedyncze gobliny. Ja parłem po najkrótszej drodze w stronę Gandalfa i Dunedainów, hobbity po lewej mozolnie 2" na turę zaczęły się ustawiać w półksiężyc odkrywając raz po raz, że jak się wystawi w rogu i ma 2" ruchu to 18" zasięgu łuku to nie jest jednak dużo. Moje gobliny bogatsze w tą wiedzę po starciu z Uglukiem nawet nie przejmowały się tym, że niosą łuki. Co mnie bardzo zaskoczyło Vesa zużył około 5 mightów z dunedainów na podbicie ranienia na zabijanie goblinów. Nie moje mighty, nie moja sprawa.

Kluczowa akcja rozegrałasię gdy byłem około 14" od lini dunedainów stojący prawie przy krawędzi, w poprzedniej turze Gandalf schował się za lasem, a parę hobbitów postanowiło się upewnić, że las to bezpieczna kryjówka i zasłonić Gandalfa przez SLem. W następnej turze miałem inicjatywę, więc już przymierzałem się do ruszenia się 6" w bok tak by hobbity nie zasłaniały Gandalfa, a bym ja widział nogi czarodzieja. Kwestia widoczności rozbiła się o sędziego, ale z błogosławieństwiem sędziego po mojej słusznej stronie, Vesa postanowił zrobić heroiczny ruch nie chcąc dać sobie wyssać Gandalfa. Nie widząc pozytywów marnowania jednego z 4 mightów po mojej stronie nie przeszkadzałem mu. Tutaj Vesa zrobił coś co mnie bardzo zaskoczyło, ruszył się dunedainem od heroików, po czym ruszył się hobbickimi zasłaniaczami do przodu i gandalfem również przymierzając do blasta. Blast wyglądał na syty, ale mimo wszystko był prostopadły do ruchu więc taki mało kluczowy moim zdaniem. Vesa rzucił go z 4 kostek (sic! 3 zostały w puli) a następnie na zasięg 1. Następnie nastąpiło ustalenie co przy ilu calach obejmnie.
1 cal - 1 + 2 gobliny
2 cale - 1 + 4 gobliny
3 cale - 1 + 6 goblinów
4 cale - 1 + 7 goblinów + premia w postaci przewrócenia shade'a
Co zrobił Vesa? Podbił 3 punktami might zasięg (Ok. Nie moje punkty, nie moja sprawa ;) ). Z blasta zabił jakieś 2 gobliny. W moim ruchu ruszyłem się do przodu Gandalf dostał wyssanie woli które nie wybronił bez mightów, światło zgasło, więc grzecznie poczęstowałem towarzystwo 18 miotkami, które zabiły 3 hobbitów a Gandalfowi ściągnęły 3 fate'y. Niestety w następnej turze heroika przegrałem, ale gandalf dalej pozostawał w zasięgu, miotki znowu zebrały żniwo. Dwie tury walk i miotek później dobrałem się w końcu do Gandalfa (R.I.P*) i związałem walką dunedainów i hobbitów. Ding ding ding, koniec czasu. Moje straty 18 goblinów, Vesa stracił Gandalfa, 2 Dunedainów i ok. 15 hobbitów. Gobliny w walce. Niestety znowu wyszło moje nieogranie goblinami w postaci wolnej gry, a szkoda bo był już na talerzu.
Druga tercja meczu Finlandia:Polska - remis ze wskazaniem na Polskę.

Bitwa nr8. (Meeting Engagement)

Remis plasował mnie w nieciekawej pozycji nie rokującej na zwycięstwo, z drugiej strony Vese też, jako, że miał spotkać Michała i tym razem już na pewno z Outriderami :]

Ja sam stanąłem naprzeciwko następującej armi:

Shadowlord na bestii (4 bitwy 4 Shadowlordów czego chcieć więcej ;) )
Król haradu
Kapitan Eastelingów
ok. 6 konnych haradu + 2 Serpentów
pół na pół włóczni haradu i easterlingów + 12 łuków haradu
razem około 58 modeli

Rozstawiliśmy się, moi RRG postanowili spróbować szczęścia i jeden trzymał się lewej flanki, drugi prawej. Plan był prosty. Jak najdłużej strzelać, próbować commandować SLa, RRG trzymali się idealnie po boku 10" od bestii, jeśli będę mieć inicjatywę to zaszarżuję i zyskam turę, jeśli zaś by chciał na nich zaszarżować to też straci turę bo nie będzie leciał do mnie.
Przeciwnik szedł środkiem do mnie z SLem na besti wysuniętym minimalnie do przodu, ja outriderów rozstawiłem na środku, wosów, Sarumana z ZeWSem gdzieś po prawej.

Z pierwszych salw zabiłem paru zwyklaków, potem SL wszedł na bezpośredni a mi udało się jedynie wbić ranę na bestii. Saruman nie popisywał się rzucają commandy z dwóch kostek, które albo nie wchodziły, albo wchodziły na 3 a przeciwnik bronił je z jednej kostki. Po prawej konni przeciwnika połakomili się na mojego RRG i dostali parę strzał i pluje, które postrącały ich z koni a RRG zabił jednego w walce wręcz, by w następnej turze zginąć od pojedycznego pieszego serpenta. Gdy SL był w miarę blisko (16" od Outriderów, 11" od najbliższego wosa), zyskałem inicjatywę, ku mojemu zaskoczeniu przeciwnik zrobił heroiczny ruch i zaszarżował wosa SLem, pozostawiając reszte armii bez światła, po drodze wysysając mojego Sarumana. Przesunąłem się by móc strzelać, wos w walce dostał wsparcie, próba blasta nie udała się bo saruman się nie popisał i czar nie wszedł. Upewniłem się, że żaden kluczowy bohater nie jest w zasięgu heroicznej walki i zaczęliśmy rzeź. Outriderzy zestrzelili około 8 modeli, SL zrobił heroiczną walkę i zaszarżował 2 outriderów, zabijając półtora po czym w następnej turze okdrył, że skończyły mu się mighty, więc Saruman z ZeWSem zadbali by już nie przeszkadzał, harad bez światła padał aż miło, około trzeciej tury trzymania SLa na uwięzi poprzez podsyłanie mu co turę pojedynczego modelu, Sarumanowi w końcu wszedł blast, którego SL nie wybronił. Blast miał w sumie na celu tylko strącenie z bestii, jednak przez przypadek zraniłem SLa, dwa fate'y 3,3 i Saruman zaliczył jakiś pozytyw w tej bitwie. Harad doszedł z solidnym breakiem, dwie tury później doszedł do 75% strat i skończyliśmy bitwę.
Major dla mnie.
Na stole obok ostatnia tercja meczu Finlandia:Polska skończyła się miażdżącą wygraną Polski.

Solmyr i Ugluk podobnie jak Michał ostatnie dwie bitwy wygrali (z czego Ugluk niestety kosztem BlackMista, który poczuł co to znaczy dobrze grany smok ;) ) i nagle okazało się, że nasza skromna reprezentacja zajeła wszystkie pierwsze cztery miejsca. Wszyscy mieliśmy bardzo podobnie punktów, Michał 230, Solmyr 225, ja z Uglukiem po 220. Zdecydował test wiedzy. Oboje mieliśmy śmiecznie mało, jednak Ugluka śmiesznie mało było minimalnie większe niż moje śmiesznie mało i wylądowałem poza podium :D

Wnioski dwa: 1) nauczyć się grać szybciej goblinami 2) poczytać ponownie książkę ;)

Organizatorzy bardzo sprawnie podliczyli wszystko i nastąpiło ogłoszenie wyników. Mina anglików gdy jeden z organizorów zapowiada trzeciego polaka na podium - tego nie kupisz kartą Mastercard :]. Szkoda, że za czwarte miejsce nie było statuetki (patrz ostatnie dwa wnioski), taki life ;).

Droga powrotna minęła podobnie jak do Nothingam jedynie w odwrotnej kolejności. Znowu przenocowałem u Voitka i jego żony Kasi, za którą to gościnę jeszcze raz chciałbym serdecznie podziękować :) Z jedyną różnicą, że tym razem w samolocie miałem towarzystwo bo Solmyr i Ugluk lecieli tym samym samolotem.

Post scriptum:

-GT:
Super organizacja, kawa/herbata i pączki z rana, super pomysł, podobnie obiad w oba dni i kolacja w sobotę -> zero przejmowania się jedzeniem praktycznie. Bardzo sprawne losowanie bitw, drukowanie wyników etc. pełna profesjonalka. Zażalenia mam do dwóch punktów, czas bitew oraz sędziowanie. To drugie niestety stało na żenująco niskim poziomie, to samo pytanie 3 razy, dwóch sędziów (jeden dwa razy), za każdym razem ten sam ustęp w podręczniku, za każdym razem inna odpowiedź :/ Co do czasu, w bitwie z Uglukiem ustawiliśmy stoper, 2 h gry włączonone jak dali hasło do startu,
1) u nas 40 minut słyszymy pół godziny do końca, ok przestawiamy stoper
2) u nas 15 minut do końca słyszymy 5 minut do końca, ok przestawiamy stoper
3) u nas 2 minuty do końca słyszymy koniec czasu, WTF?

Gracze - wszystkie bitwy super miłe, GICO i Ugluk mieli trochę mniej miło trafiając na tego samego pewnego Anglika :/ co do poziomu, najbardziej wymagająca bitwa była zdecydowanie z Uglukiem, potem mimo dużego błędu Vesa. Jak pisał Kalins rok temu, absolutnie nie ma się czego wstydzić, co z resztą pokazały wyniki ;)

Koszty - ileś osób pytało mnie na gg ile mnie to kosztowało, duży plusem była podróż wspólnie z Voitkiem, jego żoną i Mikołajem z Londynu do Nothingam, koleje są lekko mówiąc drogie w Angli (chłopaki chyba płacili 40 funtów za podróż z Luton do Nothingam) w porównaniu szczególnie do 15-20 funtów zrzutki na paliwo. Za bilet na GT i bilet lotniczy zapłaciłem 660 zł, ze sobą zabrałem 120 funtów i na koniec zostało mi jakieś 7 więc, przy kursie 4.75 wychodzi łącznie około 1200 zł.

"That's all folks"* ;)


Słowniczek:
SAFH - Bardzo fajne pojęcie zapożyczone z WH40k czyli "Shooting As Fucking Hell"
ZeWS - Zewnętrzne Wspomaganie Sarumana
RRG - Rohan Royal Guard
RoR - Rider of Rohan
WoR - Warior of Rohan
SL - mały obowiązek czyli nazgul ShadowLordem zwany
RotN - Ranger of the North
KoMT - Knight of Minas Tirith
Szwajcaria - mały kraj bez dostępu do morza, gdzieś w centrum Europy, o nieznanej budowie gniazdek elektrycznych
SQ - Spider Queen, bohaterka jednej z ostatnich burz medialnych w Polsce, doczekała się bycia imienną za wodami
ukampiło - słowo z rodowodem z Counter-Strike'a, kampa -> karabin snajperski, ukampić zastrzelić kogoś z kampy, po rodowód słów kampa, kampić, kamper odsyłam do googli
R.I.P. - Rest in Pieces, po polsku "Niech odpoczywa w pokoju"
"That's all folks" - napis pojawiający się na koniec kreskówek o kojocie, strusiu pędziwiatrze i spółce, które swojego czasu leciały na Canal+, po naszemu "I to byłoby na tyle ziomale"

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Wieśniacy ze szmatą czyli o zwiadowcach rohanu z królewskim sztandarem

Dawno, dawno temu, 4,5 h podróży pociągem z Krakowie, w mieście nie zawsze polskim obecnie zwanym Wrocławiem odbywały się dni fantastyki...
Pewnie was zaskoczę, ale to nie o ostatnie dni fantastyki mi chodzi, ani też o poprzednie, a te sprzed 2 lat, które były pierwszym Wrocławskim masterem (pierwszym udanym), wielkimi krokami zbliżał się kolejny dodatek czyli "The Two Towers".

Pod koniec pierwszego dnia turnieju jak to często bywa na turniejach omawialiśmy plotki z najnowszego dodatku, zwłaszcza, że doszły nowe o outriderach; tanich "śmieciowych" bohaterach z łukami z Rohanu. Jedynie GICO zwrócił uwagę, że to byłby fantastyczny motyw z Gamlingiem i sztandarem, przyznam się... że wtedy ten pomysł wyśmiałem. ;)
Miało być o czym innym a wyszły wspominki o powergamerze GICO, który (chyba) Outriderami nigdy nie zagrał.

Z początkiem wakacji pożyczyłem od znajomego, który wyjeżdżał na jakiś czas jego outriderów, grałem wcześniej tą armią, ale z doskoku, to na proxach, to na turnieju gdzie było ograniczenie na bohaterów i tak naprawdę po tej stronie stołu ze 100% outów nigdy nie grałem. Armia jest fajna. Jest bardzo fajna. W końcu czuć power w strzelaniu (potem przychodzi niestety walka wręcz). Natomiast im dłużej grałem tym bardziej się zastanawiałem skąd ten mit niepokonanych przegiętych outriderów? Od dawna były armie strzeleckie, leśniaki, hobbity, wersje bardziej krótko zasięgowe w postaci kusz etc. Outriderzy mają power w strzelaniu większy od każdej z tej armii, z drugiej strony w walce radzą sobie IMO najgorzej ze wszystkich tych czterech, a w starciu z krasnali, to już jest zupełnie dramat. Skąd ten mit przegiętości? Nie wiem, ale zastanawiące jak ta armia gra za Ciebie. I nie wiem jak to się dzieje. Grasz hobbitami? Hobbitą są kiepskie w walce wręcz a dobrze strzelają? No to do combatu! Leśne elfy strzelają a mają D3 w walce? No to do lasu z nimi! Outriderzy świetnie strzelają a kiepsko się biją? No to świetnie! Wyciągać łuki! erm.. co? No niestety, z hobbitami ludzie biegną, z leśniakami biegną i nikt nie narzeka a z outriderami się strzelają i narzekają (też bym narzekał). Jest jeszcze drugi wariant. Panowie biegniemy, tup, tup, tup, brzdęk brzdęk, tup, tup, tup, brzdęk, brzdęk, hmm mamy do nich 7" ale straciliśmy za dużo ludzi, wracamy! Tup, tup, tup, brzdęk, brdzęk, tup, tup, tup, brzdęk, break, napisy końcowe. Niestety takie najczęściej są scenariusze tego filmu. A ta armia ma zawsze pod górkę ze scenariuszami... i co z tego skoro przeciwnik sam ustępuje pola? Im dłużej się nad tym zastnawiam tym bardziej nie wiem co takiego jest w outriderach co powoduje, że ludzie grając z nimi wpadają w panikę? Może to kwestia jedynej strzeleckiej armii bez światła? I to, że a nóż się uda wygrać pojedynek strzelecki tym razem? Nie tacy outriderzy straszni, wystarczy się ich nie bać, i pomyśleć co naprawdę chce się zrobić w bitwie.
W tym tygodniu outriderów oddaje znajomemu. Najbliższe widzenie ponownie po drugiej stronie stołu. Znany diabeł już nie taki straszny.

Znowu wyszło mi przydługie, tak więc na zakończenie krótko: jeśli ktoś się was spyta: Kto?!? to mówcie ON! ;)

niedziela, 6 lipca 2008

Srogi bazyliszek grasuje w lipcu czyli lo vs lome po raz n-ty

Jeszcze forum nie ochłonęło po Dniach Fantastyki, a już rozgorzał nowy temat pt. czy Bazyliszek będzie na LoME? (LINK) Dyskusja nad formułą czy raczej jakie armylisty powinny obiązywać w ciągu 24 h przekroczyła 4 strony co jak na turniej, który się odbędzie dopiero w październiku jest wynikiem całkiem niezłym :)
Na Bazyliszku byłem jednym, zeszłorocznym (między prawdą a Bogiem to na dwóch ale drugi był 3 lata temu i był singlowy :) ) i był on na LO. Mi się bardzo podobało. Zwłaszcza motyw dopasowywania armii i wyboru stołów. Wygrał skład z UWO ze smokiem, lesniakami, gondorem i morią. 100% przeginactwa i PG zwłaszcza w postaci smoka ;). Ale Neo tak dostawiał pary, że on i Ugluk mieli wygrywać solidnie a Callitus i brat Neo grać w okolicach remisu. Efektów nie trzeba opisywać, Neo 110/120 pkt z bitew etc. Jako drużyna 4 zwycięstwa 2 remisy. Czy na LoME też tak dużo znaczy dostawianie par? Krótnie przypomnienie systemu z zeszłego roku: dwie drużyny, w każdej kapitan plus trzech graczy, każdy z armią co daje 4 rozpiski na drużynę. Grają na ustalonych 4 stołach (2 po 2). Kapitanowie po zapoznaniu się z rozpiskami przeciwników, kładą po dwie rozpiski na parze stołów. Po odkryciu w losowy sposób określało się kto zaczyna. Jeden kapitan w jednej parze dobierał przeciwników, a przeciwny kapitan stoły. W drugiej parze na odwrót. Skrzywienie zawodowe ;) 4 armie i 4 przeciwników daje to nam, 4 silnia możliwych różnych par czyli 24 możliwości. Dla każdego zestawu mamy jeszcze wybór stołów, który można przeprowadzić również na 24 sposoby. Daje to nam 576 możliwych kombinacji. Sporo.
Czy na LoME tak się da kombinować? Moim zdaniem nie. Tak naprawdę warianty są dwa, albo po 2 armie dobre i 2 armie złe, albo każdy ma 2 armie dobra i zła. Dowolny miks wraca nas do punktu wyjścia bo w końcu chcieliśmy wprowadzając LoME uniknąć gry dobro na zło.
Wariant nr 1: dwie armie dobra dwie armie zła. Przyznam się, że nadal się zastanawiam jak mogłoby wyglądać takie parowanie. Kłopoty jakie widzę: ma grać dobro ze złem, co oznacza, że tak naprawdę dowolność wyboru jest które z dwóch dóbr gra z danym złem i na odwrót. O ile to jest nawet proste do dogrania o tyle problemy zaczynają się doborem stołu. Czy decydować na początku? No ok, ale wtedy już w ogóle zawężamy jakąkolwiek dowolność. Po za tym jak decydować? Arbitralnie przez sędziego odgórnie? To mogłoby być ciekawe. Losowo? Zbyt losowe ;) Pewnie gdybym sam organizował turniej zdecydowałbym się na wybór np. na zmianę przez kapitanów. Licząc możliwości. Stoły można wybrać na 12 sposobów. Armie tylko na 4. Daje to 48 kombinacji. 12 razy mniej. Mało moim zdaniem.
Wariant nr 2: każdy z graczy posiada dwie armie. System tu mógłby wyglądać np. tak samo jak na LO tylko z dodatkowym wyborem potem kto czym gra. I to mogłoby być fajne. Dużo możliwości, dużo kminienia. I jeśli tak to by wyglądało to mogłoby być zabawnie. Tutaj niestety do gry miesza się rzeczywistość. Ilu graczy w polsce ma dwie armie na LoME? A ile ośrodków jest w stanie wystawić 4 osobowe drużyny mające po 2 armie? Od nas z Krakowa w taki wypadku mogłaby być jedna. Przy wariancie pierwszym lub na Lo dwie. Bardzo fajna opcja tak naprawdę z dwóch armii, jedyny problem, że mało realna :(
Podsumowując, bo trochę już przynudzam. Moim zdanie master na LoME to bardzo fajna rzecz. Z chęcią zagrałbym duży turniej na LoME, GT okazało się być średniej wielkości lokalem na 24 osoby. Ale nie zabijajmy tego co jest piękne w turnieju drużynowym czyli dodatkowego aspektu doboru armii w drużynie i potem doboru przeciwników kosztem dużego turnieju na LoME, moim zdaniem nie warto. DMP są jedne. Masterów jeśli dobrze liczę 6-7, challengerów trzy razy tyle a z sezonu na sezon te liczby się zwiększają. Zwłaszcza, że to, że dobieramy armie pozwala pokazać się armiom ciekawym. Pograć smokiem (który w końcu wygrał całe DMP), rozpiskami Isengardu na kuszach, którą to ludzie ze śląska przywieźli, jakiś mumak z katapultami. Takie rozpiski rzadko się widuje, a specyfika drużynówki pozwala im spokojnie pograć.
Ave!